Sesja narzeczeńska, zanim wprowadzę Was w jej relację sesji Ani i Roberta nad wodospadem Trollfoss, to podzielę się pewną refleksją. Od jakiegoś czasu w internecie można przeczytać o sesji narzeczeńskiej, czy też weselu wyjazdowym, tzw destination.
Każdy znany mi fotograf ślubny, chciałby mieć tego rodzaju reportaż w swoim portfolio. Ale czym takie zdjęcia są bez uczuć, gdzie często zdarza się tak, że występuje przerost formy nad treścią. Jakim efektem będzie, gdy na skrawek papieru wylejemy świetne kolory, udany kadr i co jest najważniejsze, zakochaną parę, która „nie czuje tego klimatu” i jest tak wpatrzona w obiektyw, że na zdjęciu z ich twarzy wyczytasz – „…już koniec ujęcia!?…możemy iść dalej, tak?” Przecież nie o to chodzi! …a gdyby tak oddać się w ręce fotografa!?
SESJA NARZECZEŃSKA
Wracając do Ani i Roberta, nasz kontakt przed sesją odbywał się głównie przez e-maila, czy też rozmowy na skype. Widząc ich z drugiej strony kamerki, nie doceniałem piękna, tego jak bardzo są przystojni, ale zauważyłem „coś” bardzo istotnego. Ciepłe uczucie, błysk w oku, gesty, czy też zachowanie wobec siebie. Zdałem sobie sprawę, że jest to para „zwariowanych pomysłów”, wręcz ekstremalnych. Kilka dni przed sesją zadzwoniłem do nich, aby omówić szczegóły…zapowiadało się ciekawie. W Ani głosie wyczułem dużą pewność tego, czego oczekuje od fotografa ślubnego, Robert natomiast przytakiwał na prawie każdy pomysł wynikający z naszej rozmowy. Nie zawsze ma się to szczęście, że młoda para godzi się na pomysł fotografa, a tym bardziej jak jest to wykonanie sesji narzeczeńskiej w deszczu, a jeszcze lepiej nad jakimś wodospadem. Właśnie tak wylądowaliśmy w Norwegii przy wodospadzie zwanym Trollfoss.
SESJA W DESZCZU
Pierwszą sesję w deszczu wykonałem prawie dwa lata temu była to również sesja narzeczeńska, był to czysty spontan i wtedy stwierdziłem, że muszę częściej to robić, ale…bez przygotowania dużo nie zdziałam. Do zdjęć w Norwegii postanowiłem się przyłożyć. Owinąłem aparat pokrowcem, na siebie założyłem kurtkę, ponczo i nieprzemakalne buty. Myślałem, że jestem przygotowany na powódź, niestety myliłem się!!! Przemierzając las usłany wszechobecną skałą, mech zasłaniający jej szczeliny, czy też okryta kłoda, która przez to jest niewidoczna, a zarazem bardzo śliska. Warunki z jakimi przyszło mi się zmierzyć, nie pozwoliła mi na zachowanie suchego szkła od obiektywu, a tym bardziej na jego zmianę, ze względu na deszcz wylewający się z nieba, niczym nurt rzeki z wodospadu. Sesja narzeczeńska w takich warunkach – wyzwanie jedynie dla dobrze przygotowanego fotografa.
LEŚNA WYPRAWA
Gdy deszcz wystukuje swój rytm i jesteś w środku lasu, daleko od cywilizacji, można zapomnieć o problemach świata. Zauważyłem to u Ani i Roberta, że ich miłość, to jedyne uczucie które towarzyszyło im przez cały spacer, pełen niespodzianek, czy też urwisk. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta leśna wyprawa, to dopiero początek wspólnej przygody, naszej pierwszej sesji narzeczeńskiej.
Drugą przygodę z Ania i Robertem znajdziecie poniżej.